piątek, 7 marca 2014

Rozdział 3 (KagaKuro)

- Też cie kocham Kuroko. Ale to chyba niczego nie zmienia. Nie potrafię tak funkcjonować. Nie mogę być z tobą, ja tak nie umiem. Nie potrafię, przepraszam. - odwróciłem się w przeciwną stronę z zamiarem odejścia. Co się ze mną dzieje, jeszcze przed godzina, nawet przed paroma minutami wręcz pragnąłem takiej odpowiedzi ze strony Kuroko. A teraz co? Nagle mi się odmieniło? Przecież sam przyznałem że go kocham.  No właśnie "go". Może to o to chodzi.
 Nagle ktoś, czytaj Kuroko złapał mnie za nadgarstek tym samym zmuszając do pozostania na miejscu.
- Kagami - nie użył przydrostka kun, coś było zdecydowanie nie tak - obiecaj mi tylko że nie odwrócisz się ode mnie tak jak... - tutaj przerwał i tym razem to on odwrócił się z zamiarem zakończenia tej rozmowy - nieważne.. dobranoc. - i odszedł. Szybkim, równym, lecz lekko chwiejnym krokiem.
Jeszcze chwilę trwałem w tej samej pozycji analizując całe zajście. Następnie udałem się z powrotem do mieszkania. Pierwszym co zrobiłem po naciśnięciu klamki było udanie się w stronę łazienki i co może dziwne wejście pod prysznic tak jak byłem ubrany. Czyli w jasnoniebieskich jeansach,  czerwonym podkoszulku, trampkach oraz dwóch amuletach których nawet nie śniło mi się ściągać. Srebrnym pierscionku na łańcuszku na szyi, noi oczywiście branzoletce którą podarował mi Kuroko przed naszym pierwszym wspólnym meczem. Nie zająłem jej ani razu. Była już lekko zniszczona, lecz uważam ze przynosi nam szczęście gdy gramy. Tak więc w pełnym ubraniu znalazłem się pod zimnym strumieniem wody.
 Pozwoliło mi to trochę ochłonąć i przeanalizować dzisiejsze zdarzenia. O co chodziło Kuroko. Kto go zostawił? Zapytam sie go na najbliższym treningu. Wyszedłem spod prysznica, zdjąłem mokre ciuch, które wywiesiłem na kaloryferze w salonie, a następnie włożyłem suche bokserki do spania. Nadmiar wrażeń spowodował, że sen przyszedł niesamowicie szybko.
Nawet pamiętałem co mi się śniło, a był to oczywiście Kuroko, który ostatnio nie wychodził mi z głowy. Graliśmy razem na boisku za szkołą, a on nagle zaczął rozpływać się w powietrzu. Na jego miejscu pojawił się jego stary przyjaciel z drużyny Aomine Daiki. Co on tam robił? Co on robił tutaj w moim śnie. Co dziwniejsze uśmiechał się, szeroko i szczerze. Nagle Kuroko pojawił się koło niego, wręcz zmaterializował i zaczęli razem grać. Byli zgrani jak nikt inny, nawet ja z kuroszem tak nigdy nie graliśmy, świetnie się dogadywali. Nagle Aomine przestał, po prostu stanął w miejscu. Uśmiech z jego twarzy zniknął a zastąpiła go mina jakby chciał kogoś pogryźć, dosłownie. Zniknął, Kuroko został sam, zupełnie sam. A mnie jakby tam nie było jak byłem odsunięty, daleko, daleko. Nikt mnie nie wiedział. Poczułem się wtedy bardzo samotny, lecz wiedziałem że prawdziwą samotność czuje niebieskowłosy, który nadal stał na boisku. Zacząłem krzyczeć z niewiadomego powodu i z tym właśnie krzykiem się obudziłem.
Zegar wskazywał godzinę 6:23. Musiałem zbierać się do szkoły. Poszedłem do toalety i wykonałem poranne czynności. Założyłem czarne spodnie, niebieską koszulkę, bluzę i trampki. Mundurek miałem w szkole. Gdy już zbliżałem się do placówki, zobaczyłem kolegów z drużyny. Pomachałem im i uśmiechnąłem się. Odwzajemnili go i odeszli w stronę swojej klasy. Lekcje zaczęły się ale wciąż nie widziałem Kuroko. Oczywiście myliłem się ponieważ siedział za mną a ja go oczywiscie nie zauważyłem.
- Kagami- kun, wszystko w porządku?
- Aaa!! Boże Kuroko, nie strasz mnie, wszystko jest w jak najlepszym  porządku. Powiedz mi, czy jak wczoraj mówiłeś o tym że ktoś cie zostawił chodziło ci o Aomine? - jego mina momentalnie zrzedła. Mogłem nie zadawać tego pytania.
- Tak, ale to nie była tylko jego wina, również moja, więc nie rozmawiajmy już na ten temat - w tym momencie szeroko się uśmiechnął, wiec coś było zdecydowanie nie tak, ale postanowiłem nie drążyć tematu.
- Okej, nie wiesz o której mamy dzisiaj trening
- O 15:00 Kagami - spojrzał na mnie jak na idiote - zawsze mamy o 15:00. Może zapomnimy o wczorajszym dniu.
- Tak, masz racje. - powiedziałem tak, lecz wcale nie chciałem żeby to nastąpiło. Już wczoraj pod prysznicem stwierdziłem, że odmówiłem mu ze strachu, więc odwróciłem się i nie dałem po sobie poznać że jest mi z tego powodu przykro. Przynajmniej kuroko.


Dzięki że ktoś to czyta, prosze o komentarze ;) Następny rozdział pojawi sie wkrótce :)

poniedziałek, 3 marca 2014

Ktoś ;)

... ćoś innego...



... ktoś z kim spędzałem każdą chwilę ...
... ktoś kogo uśmiech zachęcał do życia...
... ktoś kto witał mnie każdego ranka...
... ktoś kogo naprawde kochałem...
... jedyna mi bliska osoba...
... jedyna bratnia dusza...
... przyszła po nią Śmierć...
... po tą jedyną...
... nic już mi po niej nie zostało...
... teraz jestem w zupełnie sam...
... nie pamiętam już co to uśmiech...
... znam tylko samotne puste poranki...
... nie pamiętam jak to jest kochać...
... nikt mnie nie zrozumie...
... zamiast żyć wole umżeć...
i tak kończy się moja zapewne nic nie ważna historia.

Niespełniona miłość

..niespełnona miłość...
...on, który rani...
...tu prosto w serce...
...jego słowa są jak sztylet...
...wbijający się powoli w ciało...
...jak na wojnie próbuje...
...próbuje sprawić...
...by poprostu mnie...
...wreszcie sznował...
...zrozumiał, pokochał...