wtorek, 23 września 2014

Rozdział 4 KagaxKuro

Tak jak już wcześniej ustaliłem, trening mieliśmy o 15:00. Udałem się na salę, próbując nie wpaść po drodze na Kuroko, z powodu naszej wcześniejszej rozmowy. Noi oczywiście z powodu wczorajszych zdarzeń, ale o tym mieliśmy zapomnieć. Tak na prawdę, kochałem tego głąba a zachowywałem się jak dziewczyna z okresem. Raz chce tego, a raz tamtego.
-Zdecyduj się debilu, tak do ciebie mówię! - nie no, już gadam do siebie. Muszę przestać być wystraszonym kotkiem, wziąć się w garść i przeprosić Kuroko. A noi oczywiście zaproponować mu bycie parą, tak, tak, na pewno mi się uda. To dobry plan! Zaraz po treningu. 
- Kagami kogo ty oszukujesz, w życiu tego nie zrobisz.
- Czego nie zrobisz Kagami- kun? - Nie, nie, nie, nie, a on co tu robi? Specjalnie go unikałem, żeby nie znaleźć się w takiej sytuacji. Skąd on się tu wziął, przecież zawsze chodzi na treningi drugą stroną szkoły. 
- Eeee, Kuroko, a co ty tu robisz? - bardzo inteligentne pytanie Kagami, na pewno nie nabierze żadnych podejrzeń. 
- Idę na trening. Czego nie zrobisz Kagami- kun? - a już myślałem że zapomni. Było tak blisko, no dobra, nie, nie było to przecież Kuroko. Jego ciekawość jest niczym Mount Everest. W sensie tak duża, jakby ktos nie załapał mojego miernego porównania. 
- W życiu ... w życiu nie uda mi się zjeść 30 hamburgerów w minutę! - moja błyskotliwość mnie czasem przeraża. 
- Fakt, było by to trudne. Ale nie przejmuj się z 20 byś dał sobie radę. - czyżby łyknął moje kłamstwo, czy po prostu ni chciał drążyć tematu. Nie ważne, ruszyliśmy w stronę sali. Trening nie był ciężki, przynajmniej dla niektórych. Wliczjąc w to mnie i moją znakomitą kondycje, oczywiście. Tak, ta wrodzona skromność, chociaż na głos tego nie powiem. Po treningu udałem się z Kuroko na shake'a i hamburgery. Tradycyjnie. Szybko pochłonąłem swoją porcję, bardzo, ale to bardzo powiększoną porcje, a niebiesko włosy jeszcze siorbał swojego waniliowego shake'a. Nieświadome zacząłem wpatrywać się w chłopaka, analizują każdą rysę jego twarzy, dochodząc do wniosku, że jest zaskakująco atrakcyjny. Byłem tak skupiony na jego podbródku aktualnie, że nie zauważyłem, że Kuroko patrzy na mnie z zaciekawieniem.
-Mam coś na twarzy Kagami? - oderwałem wzrok od jego brwi i spojrzałem w jego rozbawione oczy. Przy okazji zauważyłem że nie użył przedrostka "kun" co mnie trochę zdziwiło.
- Nie, nie, przepraszam. Tak się zapatrzyłem- nie jestem pewny ale chyba moja twarz oblała się rumieńcem. Chociaż może tego nie widać, przez moje czerwone włosy. Oby tego nie zauważył.
- Tak, stwierdzam Kagami, że jesteś całkiem przystojny. - prawie spadłem z krzesła. Dosłownie. Wytrzeszczyłem oczy i zakrztusiłem się własną śliną. Gdy udało mi się opanować sytuacje, spojrzałem na niego pytająco. 
- No co? Skoro oboje jesteśmy gejami, chyba mogę ci powiedzie ć, że jesteś całkiem atrakcyjny. - zaraz, zaraz, ale co? To znaczy, że ja juz gejem zostałem? No wsumie podoba mi się chłopak i wogóle dziewczyny mnie nie kręcą ale to chyba nie znaczy.... no tak to właśnie to znaczy. 
- Ty też, dzieki- odpowiedziałem szybko, lecz w głebi serca czułem się jakbym mu wyznawał ponownie miłość. - co powiesz na to żeby poćwiczyć sobie na boisku jak wypijesz.
- Jestem za Kagami-kun- gdy tylko chłopak wypił swój napój udaliśmy się na boisko do kosza niedaleko mojego mieszkania. Było świerzo po remoncie, a na dodatek można było tam wypożyczyć piłki. Niezła technologia. Gdy wykonałem pierwszy wsad, nagle mi sie coś przypomniało. 
- Kuroko, ty nauczyłeś się rzucać do kosza. - i podałem mu piłkę, zachęcając do rzutu. Kuroko ustawił się, a następnie wypuścił piłkę, która zgrabnie wpadła w obręcz. 
- Jakim cudem to wpadło? Powiedz mi Kuroko. - odwróciłem się do niego z pytającym wzrokiem.
- Trenowałem - spóścił wzrok 
- Z kim? Kiedy? I gdzie? - zadałem te pytania szybko lecz bez zdenerwowania o jakie moglibyście mnie podejrzewać. 
- Z Aomine, wieczorami, tutaj. - odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Zaraz, zaraz..
- Aomine? Czy on przypadkiem nie...
- To że mieliśmy konflikt nie znaczy że będziemy go mieli przez całe życie kagami- kun!- przerwał mi, a na dodatek podniósł głos. Ten temat był zdecydowanie tematem tabu dla kuroko, nie moe przesadzić, jak to mam w zwyczaju. 
- Opowiesz mi co sie stało. Jesteśmy przyjaciółmi, na dododatek jestem świeżo-upieczonym gejm, który ma lekkie problemy ze sobą. Nieważne - dodałem widząc jego pytające spojrzenie- Uwierz nic mnie nie zdziwi. 
- Skoro tak mówisz. Aomine i ja bylismy parą. Tak wiem, że trudno w to uwieżyć ale tak było. Tyle że Aomine po pewnym czase stwierdził że jednak gejem nie jest i że nie możemy być razem. Nie miałem mu tego za złe bo sam na początku nie wiedziałem czy na pewno nim jestem, więc zrozumiałem że po prostu nie wiedział. Tyle że ktoś sie o tym dowiedział i rozpowiedział w naszej starej szkole że Aomine jest gejem, chociaż nim nie był. Myślał że to ja z zemsy czy coś takiego i nie chciał mi wierzyć gdy mu mówiłem że to nie ja. Pokłuciliśmy się i nasza przyjeźń się rozpadła. Tyle że wyglądało to dla mnie tak jakby on odszedł dlatego bo ja byłem gejem. Nie wiedziałem na początku o tej plotce i czułem się zranoiny. Po roku, ktoś kto rozpóścił plotkę przyszedł do Aomine i mu powiedział że to nie byłem ja. Wtedy zrozumiał, że popełnił błąd i mnie przeprosił, pogodziliśmy się na dobre, lecz nie bylismy w stanie odbudować już tak silnej przyjaźni jak kiedyś. Chociaż nadal go kocham jak brata, a on mnie również. Po prostu przez głupie zdarzenie oboje wycierpielismy o dużo za dużo i doświadczyliśmy uczuć których niepowinnieśmy doświadczyć. To nas trochę podzieliło, ale nie da się zniszczyć doszczętnie tego co mieliśmy przez tyle lat. Tak wiem, że troche łzawa i głupia historia ale to się właśnie stało. No a co do tych rzutów to właśnie aomine mnie uczył. - Jeju, nie wiedziałem, że jesteście, aż tak blisko.- Poczułem że moje policzki są mokre, byc może nieświadomie popłakałem się podczas opowieści Kuroko. Zdecydowonie za dużo płaczę ostatnio. 
- Kuroko?
- Tak, Kagami-kun?- powiadzieć to czy nie. Głupku raz kozie śmierć.
- Kuroko, to co mówiłem wczoraj .. to nie tak. Ja po prostu się bałem, ale ale... ja cię kocham i chciałybm być z tobą i nie moge patrzeć jak cierpisz czy jakbyś miał być z kimś innym. Noi ja sie po prostu boje, dlatego jestem taki niezdecydowany, ale .. jeśli ty nie chcesz to nie ma sprawy. Zapomnimy o wszystkim i nie będziesz musiał się martwić, bo ja nikomu nie powi...- niebieskowłosy chłopak uciszył mnie pocałunkiem. Jego wargi były ciepłe i miękkie. Zmysłowo oddawałem pocaunek, jednocześnie splatając dłonie z chłopakiem. Myślę że dostałem swoją odpowiedź. Myślę, że teraz już wiem czego chce. Myślę, że wreszcze jestem szczęśliwy i jedyne łzy które bedą wypływać z moich oczu to łzy szcześcia. Gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy szepnąłem cicho
- Kuroko, kocham cię. i tym razem nie ma żadnego ale. 


~~~~~~~~~~~
Dzięki za cierpliwość :) Nie wiem czy to będzie ostatni rozdział, ale chyba moga tek to zakończyć. Piszcie jakie paringi byście chcieli. Nie tylko Kuroko no basket. np. sasu naru, gratsu, nalu itp. itd. 
Chętnie napisze jakieś ciekawie one shoty czy opowiadania. Piszcze jak wam sie podoba. Przepraszam za błędy, bo nie mam bety ani korektora pisowni na kompie (stary notatnikowy grat). KOMENTUJCIE bo to motywuje. Dziękuje za czytanie jeszcze raz. do zobaczenia :3

sobota, 23 sierpnia 2014

Dot. Roz. 4 KagaKuro

No więc tak ... przepraszam wszystkich którzy czytali moje opowiadanie i nie zastali 4 rozdziału. Informuje, że pojawi się on. Ale nie w tej chwili, ani najbliższej. Chodzi o to ogólnie, że doskwiera mi CHWILOWY brak weny. Nie wykluczam , że mogę dostać olśnienia i nowy rozdział lub nowe opowiadanie pojawi się dość szybko.

sobota, 14 czerwca 2014

Moja pustka :3 - depresyjny twór


Samotność...
nigdy nie doświadczyłam takiego uczucia
a jednak ..
a jednak czegoś mi brakuje.
Dlaczego?
Dlaczego tak się dzieje.
Myślę że umiem odpowiedzieć na to pytanie..
a jednak nie chcę przyjąć tego do wiadomości.
Czego mi brakuje?
Czego mi brakuje.
Brakuje mi...
miłości?
Nie wiem..
a powinnam, powinnam wiedzieć.
Przecież kocham rodzinę, przyjaciół...
jego.
Ale czy na pewno?
Tak
Na pewno..
ale czy..
on  kocha mnie?
Oczywiście, że tak..
..
..
..
Nie..
oczywiście, że nie
znów wmówiłam sobie to kłamstwo.
Może to prawdy mi brak.
Może szczerości z samą sobą.
Albo może...
może..
może to jego miłość wypełniła by tę pustkę.
On mnie nie kocha ani nie pokocha
Taka jest prawda..
prawda, którą przyjmę do swojego serca
I zmierzę się z nią, a ona uczyni mnie silniejszą.
Będę mogła pogodzić się..
z tą pustką, ubytkiem brakiem...
czułości..
zainteresowania..
miłości.
Brak miłości równoznaczny jest z samotnością..
Więc to co wcześniej wyznałam również było..
kłamstwem..
kolejnym kłamstwem..
próbą pokazania światu..
że..
że..
go nie potrzebuję,
że poradzę sobie sama,
że jestem SILNA
A kocham go tak bardzo że jestem w stanie cierpieć, czuć pustkę, oszukiwać świat ukazując fikcyjne szczęście ..
tylko po to abyś ty nie cierpiał widząc jak mnie ranisz.
Ja cie kocham ale to i tak nic nie zmieni..
będę czuła twój brak do końca.

*Komentujcie mój depresyjny twór :) *

Otchłań - moja ocena :)


*Opiszę wam książkę którą ostatnio przeczytałam, może kogoś to zaciekawi Jeśli  nie chcesz czytać tego to nie czytaj, ale nie krytykuj bez przeczytania :) *

Chciałabym opisać wam książkę pt. "Otchłań" napisaną przez Alexandra Gordona Smitha.  Autor urodził się w Norwich w Anglii w 1979 roku, gdzie mieszka i tworzy powieści dla młodzieży, takie jak seria: "The Inventors" oraz "The Fury".
Książka, którą przedstawiam wydana została przez wydawnictwo "Otwarte" w 2011 roku, a jej treść zawarta jest na 300 stronach.
Czas rozgrywania akcji powieści nie jest dokładnie określony, jednakże rozwój techniki wskazuje na niedaleką przyszłość. Akcja obejmuje około 3 lat, lecz nie możemy tego dokładnie stwierdzić, gdyż bohater "zatraca" poczucie czasu podczas pobytu w Otchłani.  
Akcje powieści rozpoczyna zdarzenie, które zamienia życie naszego bohatera w piekło. Siedemnastoletni Alex Sawyer, chłopak, który nie liczy się z prawem, lecz jego występki nie wybiegają poza drobne kradzieże, zostaje wrobiony w morderstwo. Na jego oczach jego najlepszy przyjaciel zostaje brutalnie zamordowany, przez tajemnicze istoty w towarzystwie mężczyzn w garniturach. Zdezorientowany chłopak, wypiera się wszystkiego, lecz ze względu na dowody jednoznacznie wskazujące jego winę, zostaje skazany na dożywotni pobyt w rygorystycznym więzieniu dla młodych chłopców - Otchłani.
Jest to ogromny ośrodek, wydrążony w skale, rzekomo bez  wyjścia oraz z dala od wszelkich zabudowań. Po pewnym czasie, Alex orientuje się, że nie tylko on padł ofiarą podstępu, tak właśnie zyskuje jednego z dwóch więziennych przyjaciół, Zeta. Następnym pozytywnym bohaterem, jak i wymienionym wcześniej druhem Alexa jest Donovan, niewiele starszy, lecz ze spędzonymi już kilkoma latami w Otchłani, chłopak. W trójkę, wytrzymali 2 lata katorgi więziennej, czyli pracy w kopalniach, gotowania posiłków z podgniłych produktów, braku ciepłej wody czy wygodnego łóżka oraz dziwnych i niebezpiecznych atrakcji więzienia, mianowicie ucieczek przed wygłodniałymi, czarnymi stworzeniami i ich przerażającymi panami. W końcu decydują się uciec, Alex odkrywa korytarz w skale, który może prowadzić na powierzchnie. Mimo wielu przeszkód, bohater z pomocą przyjaciół decyduje się na niemożliwe.
Alex Sawyer, jest to chłopiec jest niezwykle odważny oraz inteligentny, co udowadnia stworzenie i wykonanie planu ucieczki z Otchłani. Pomimo chwili słabości nie przestaje wierzyć w powodzenie misji i osiąga wyznaczony sobie cel. Myślę, że swoim zachowaniem i postawą wzbudzał nadzieję w chłopakach co pozwoliło im przetrwać trudne chwile, dzięki temu zyskał również ich szacunek. Przytoczę cytat jednej z wypowiedzi Donovana skierowanej do Alexa: "Cieszę się, że ci zaufałem. Było warto, bo gdy już myślałem, że mnie tam zostawisz, wróciłeś. Dziękuje." To właśnie Donovan wspierał naszego bohatera w trudnych chwilach. Pomimo tego, iż z początku był do niego sceptycznie nastawiony, przez te chwile spędzone razem w więzieniu, niesamowicie zbliżyli się do siebie i nie pozwolili sobie nawzajem zatracić się w więziennej agonii.
  Głównym wątkiem jest historia Alexa i jego ucieczka. Pobocznym, lecz równie interesującym, są porwania współwięźniów i poddawanie ich tajemniczym eksperymentom, których celu, nie znamy.
W powieści pomimo prostej formy można odnaleźć echa skomplikowanej problematyki i problemów świata współczesnego, takich jak problem młodocianych przestępców, relacji państwo-człowiek, a także reakcji międzyludzkich oraz zaufania, czy przyjaźni.

środa, 28 maja 2014

Hawaii five o ^^ one shot

Krótkie "coś ". Bohaterowie z Hawaii five o (jeżeli ktoś nie zna trudno nic to nie zmienia ale polecam ;) ) zapraszam do komentowania i miłego czytania :33 ~~~~~~~~~~~~~
Czarny van zmierzał wprost na steva z porażająca prędkością
.w tej sytuacji licżyły się tylko ułamki sekund, on leżał na drodze nieprzytomny a napastnicy nie zamierzali się zatrzymać.
 Jego życie zależało tylko ode mnie, musialem zatrzymać ten samochod.
Strzeliłem kilka razy w przednia szybę. Nic to nie dało, kuloodporne. 
Cholera coraz bliżej steva.
 Musiałem go zabrać z tej drogi. Jeszcze kilka kroków i byłbym przy nim. Jeszcze sekunda, wyciągnąłem rękę aby odciagnac go z ulicy.
Za późno, patrzyłem jak bezwladne ciało mojego przyjaciela szarpane jest przez koła samochodu i wciągnięte pod jego podwozie.
Wytrzymałem oddech.
 Zobaczyłem jak kryminaliści odjeżdżają swoim  opancerzonym schronem zostawiając zmasakrowanego Steva na zimnym i karmazynowym od krwi asfalcie.
 Podbiegłem do niego i dosłownie upadłem na kolana jednoczednie próbując nie przyglądać się obrażeniom. Wykrecilem numer five 0 i kazałem Kono wezwać karetkę, jednocześnie sprawdzając tętno. Wyczułem puls, nigdy nie pomyślal bym że będę się tak martwil o tego idiote, narwanego, nieodpowiedzialnego , denerwującego debila.
 Usłyszałem sygnał karetki, a następnie zarys wozu. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko,  funkcjonariusze umieścili steva na noszach a następnie połączyli go do różnych urządzeń.
Nie pozwolono mi z nim jechać więc zostało mi wsiąść do naszego wspólnego kabrioleta i zadreczać się poczuciem winy w drodze do szpitala.
Błagam Steve przeżyj.
~~~~~~♥

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 3 (KagaKuro)

- Też cie kocham Kuroko. Ale to chyba niczego nie zmienia. Nie potrafię tak funkcjonować. Nie mogę być z tobą, ja tak nie umiem. Nie potrafię, przepraszam. - odwróciłem się w przeciwną stronę z zamiarem odejścia. Co się ze mną dzieje, jeszcze przed godzina, nawet przed paroma minutami wręcz pragnąłem takiej odpowiedzi ze strony Kuroko. A teraz co? Nagle mi się odmieniło? Przecież sam przyznałem że go kocham.  No właśnie "go". Może to o to chodzi.
 Nagle ktoś, czytaj Kuroko złapał mnie za nadgarstek tym samym zmuszając do pozostania na miejscu.
- Kagami - nie użył przydrostka kun, coś było zdecydowanie nie tak - obiecaj mi tylko że nie odwrócisz się ode mnie tak jak... - tutaj przerwał i tym razem to on odwrócił się z zamiarem zakończenia tej rozmowy - nieważne.. dobranoc. - i odszedł. Szybkim, równym, lecz lekko chwiejnym krokiem.
Jeszcze chwilę trwałem w tej samej pozycji analizując całe zajście. Następnie udałem się z powrotem do mieszkania. Pierwszym co zrobiłem po naciśnięciu klamki było udanie się w stronę łazienki i co może dziwne wejście pod prysznic tak jak byłem ubrany. Czyli w jasnoniebieskich jeansach,  czerwonym podkoszulku, trampkach oraz dwóch amuletach których nawet nie śniło mi się ściągać. Srebrnym pierscionku na łańcuszku na szyi, noi oczywiście branzoletce którą podarował mi Kuroko przed naszym pierwszym wspólnym meczem. Nie zająłem jej ani razu. Była już lekko zniszczona, lecz uważam ze przynosi nam szczęście gdy gramy. Tak więc w pełnym ubraniu znalazłem się pod zimnym strumieniem wody.
 Pozwoliło mi to trochę ochłonąć i przeanalizować dzisiejsze zdarzenia. O co chodziło Kuroko. Kto go zostawił? Zapytam sie go na najbliższym treningu. Wyszedłem spod prysznica, zdjąłem mokre ciuch, które wywiesiłem na kaloryferze w salonie, a następnie włożyłem suche bokserki do spania. Nadmiar wrażeń spowodował, że sen przyszedł niesamowicie szybko.
Nawet pamiętałem co mi się śniło, a był to oczywiście Kuroko, który ostatnio nie wychodził mi z głowy. Graliśmy razem na boisku za szkołą, a on nagle zaczął rozpływać się w powietrzu. Na jego miejscu pojawił się jego stary przyjaciel z drużyny Aomine Daiki. Co on tam robił? Co on robił tutaj w moim śnie. Co dziwniejsze uśmiechał się, szeroko i szczerze. Nagle Kuroko pojawił się koło niego, wręcz zmaterializował i zaczęli razem grać. Byli zgrani jak nikt inny, nawet ja z kuroszem tak nigdy nie graliśmy, świetnie się dogadywali. Nagle Aomine przestał, po prostu stanął w miejscu. Uśmiech z jego twarzy zniknął a zastąpiła go mina jakby chciał kogoś pogryźć, dosłownie. Zniknął, Kuroko został sam, zupełnie sam. A mnie jakby tam nie było jak byłem odsunięty, daleko, daleko. Nikt mnie nie wiedział. Poczułem się wtedy bardzo samotny, lecz wiedziałem że prawdziwą samotność czuje niebieskowłosy, który nadal stał na boisku. Zacząłem krzyczeć z niewiadomego powodu i z tym właśnie krzykiem się obudziłem.
Zegar wskazywał godzinę 6:23. Musiałem zbierać się do szkoły. Poszedłem do toalety i wykonałem poranne czynności. Założyłem czarne spodnie, niebieską koszulkę, bluzę i trampki. Mundurek miałem w szkole. Gdy już zbliżałem się do placówki, zobaczyłem kolegów z drużyny. Pomachałem im i uśmiechnąłem się. Odwzajemnili go i odeszli w stronę swojej klasy. Lekcje zaczęły się ale wciąż nie widziałem Kuroko. Oczywiście myliłem się ponieważ siedział za mną a ja go oczywiscie nie zauważyłem.
- Kagami- kun, wszystko w porządku?
- Aaa!! Boże Kuroko, nie strasz mnie, wszystko jest w jak najlepszym  porządku. Powiedz mi, czy jak wczoraj mówiłeś o tym że ktoś cie zostawił chodziło ci o Aomine? - jego mina momentalnie zrzedła. Mogłem nie zadawać tego pytania.
- Tak, ale to nie była tylko jego wina, również moja, więc nie rozmawiajmy już na ten temat - w tym momencie szeroko się uśmiechnął, wiec coś było zdecydowanie nie tak, ale postanowiłem nie drążyć tematu.
- Okej, nie wiesz o której mamy dzisiaj trening
- O 15:00 Kagami - spojrzał na mnie jak na idiote - zawsze mamy o 15:00. Może zapomnimy o wczorajszym dniu.
- Tak, masz racje. - powiedziałem tak, lecz wcale nie chciałem żeby to nastąpiło. Już wczoraj pod prysznicem stwierdziłem, że odmówiłem mu ze strachu, więc odwróciłem się i nie dałem po sobie poznać że jest mi z tego powodu przykro. Przynajmniej kuroko.


Dzięki że ktoś to czyta, prosze o komentarze ;) Następny rozdział pojawi sie wkrótce :)

poniedziałek, 3 marca 2014

Ktoś ;)

... ćoś innego...



... ktoś z kim spędzałem każdą chwilę ...
... ktoś kogo uśmiech zachęcał do życia...
... ktoś kto witał mnie każdego ranka...
... ktoś kogo naprawde kochałem...
... jedyna mi bliska osoba...
... jedyna bratnia dusza...
... przyszła po nią Śmierć...
... po tą jedyną...
... nic już mi po niej nie zostało...
... teraz jestem w zupełnie sam...
... nie pamiętam już co to uśmiech...
... znam tylko samotne puste poranki...
... nie pamiętam jak to jest kochać...
... nikt mnie nie zrozumie...
... zamiast żyć wole umżeć...
i tak kończy się moja zapewne nic nie ważna historia.

Niespełniona miłość

..niespełnona miłość...
...on, który rani...
...tu prosto w serce...
...jego słowa są jak sztylet...
...wbijający się powoli w ciało...
...jak na wojnie próbuje...
...próbuje sprawić...
...by poprostu mnie...
...wreszcie sznował...
...zrozumiał, pokochał...

niedziela, 23 lutego 2014

One Shot nr.2 - Anioł Śmierci

Jest to całkowicie mój wymysł. Może komuś się spodoba. :)

,,… Tylko cierpieniem mogę zatuszować to co uczyniłem w tamtym świecie’’
       Był spokojny ranek, świeciło słonce i ćwierkały kolorowe ptaki. Całe miasteczko Kamorra żyło spokojnym tempem, staruszki chodziły po straganach w poszukiwaniu nieskończonej liczby składników na potrawy, dzieci bawiły się śmiejąc  się donośnie a ich rodzice patrzyli na to z równą radością  na twarzy. Tak, tak było w większości dzielnic tego jakże wesołego miasta, lecz była jedna jedyna posiadłość na której radość była rzeczą niesłychaną.                                                                                                
       W tym właśnie domu mieszkał 15 letni chłopak imieniem Toshiro, pochodził on z klanu, najbardziej tajemniczego i nieprzewidywalnego o nazwie Kiro. Miał białe kolczaste włosy, 1,75 wzrostu i jasno niebieskie oczy. Był on niespokojnym chłopcem, jego zachowanie plamiło tylko honor rodziny wiec był nieustannie wyganiany lub szczuty pasem, lecz godnie przyjmował swoją kare bez krzty zainteresowania co się z nim stanie. Nie kochał swojej rodziny nie miał pojęcia czy kochała ona jego. Odkąd zmarła jego matka , nigdy nikt mu nie okazywał czułości ani innych uczuć. Ten zwyczaj zamykania w sobie wszystkich emocji stawał coraz bardziej powszechny w tej rodzinie aż przestali w ogóle rozmawiać.
       Toshiro siedział samotnie w swoim pokoju, miał dosyć dystansu w swojej rodzinie jeśli w ogóle można to tak nazwać. Kolejną noc rozmyślał nad obrazem jego kolegów cieszących się na widok rodziców i wzajemnie.
      Ten dzień miał minąć tak jak każdy inny. Ojciec Toshiro wyszedł jak zwykle niezauważony, a on udał się do dennego budynku swojej szkoły. W swojej klasie zastał swoich rówieśników myślących tylko o tym kiedy jest przerwa albo czy będą mogli pograć w piłkę. Nie interesowały go nudne monologi wygłaszane przez jego nauczycieli. On tylko siedział w ławce i patrzył w przestrzeń za oknem. Jego uwagę przyciągnęło ogromne drzewo z czerwono zielonymi liśćmi. Rzucało ono dosyć duży cień na trawę. Hitsuaya zapragnął usiąść w tym właśnie miejscu i tak zrobił. Zaraz po zakończeniu lekcji wymknął się i oparł się o roślinę.
       Nie myślał w tej chwili o niczym, kompletnie niczym. Patrzył tylko na puszyste białe obłoki  przesuwające się po niebie, które było dzisiaj wyjątkowo błękitne, co rzadko zdarzało się w tym mieście. Zazwyczaj było albo tak słonecznie i upalnie że nie można było wytrzymać albo pochmurno i burzliwie. Shiro uśmiechnął się co również było wyjątkowe, lecz chwila ta nie trwała długo gdyż spojrzał na ulicę a tam stał patrząc się również na niego, Kare Mitsui i jego gang.
      Największy z mężczyzn podszedł dostatecznie blisko by Toshiro mógł go usłyszeć .
- Spadaj knypku. – wypowiedziawszy te słowa spojrzał na chłopaka świdrującym wzrokiem. Shiro nie miał zamiaru nikomu dzisiaj ustępować. Bez wahania odpowiedział co myśli.
-Nie mam zamiaru się stąd ruszać.
- Nie był bym tego taki pewien.- nagle kilka osób stojących za drzewem, prawdopodobnie należących do gangu złapała go za ręce i rzuciła kilka metrów dalej na ziemię. Toshiro nie wiedząc z skąd dostał nagłego przypływu energii, i postanowił   nie opuszczać miejsca swojego odpoczynku. Wstał i ruszył w kierunku drzewa. Zdziwieni mężczyźni przypatrywali się poczynaniom chłopaka, spodziewali się że go wystraszyli i że sobie pójdzie. Ale trafili na złą osobę, on nigdy się nie poddawał, nie ustępował i tym razem też nie miał zamiaru. 
-Powiedzieliśmy żebyś stąd spadał.
-A ja powiedziałem już że nie mam zamiaru.
-Dosyć tego, bieżcie go.- krzyknął, prawdopodobnie przywódca gangu. Ponownie złapali Toshiro i tym razem uderzyli go mocno w twarz. Raz, potem drugi, krew z nosa i ust ciekła mu strumieniem, ale niczego nie żałował, wręcz cieszył się że do jego nudnego życia wplątały się jakieś wydarzenia. Przepływ adrenaliny w jego ciele był niczym gorąca kąpiel. Widząc że dali mu porządną nauczkę i nie wróci, znieśli go pod ścianę jakiegoś domu.
       Toshiro był pół przytomny wiedział że ojciec będzie na niego zły, albo nie, nie będzie go to w ogóle obchodziło. Leżał na mokrej, chłodnej ziemi , a z jego czoła i ręki wydobywał się przeraźliwy ból. Ostatkiem sił wstał i przewracając się kilka razy doszedł do swojej rezydencji. W drzwiach zastał swojego ojca pogrążonego w rozmyśleniach, lecz szybko przeniósł wzrok na zakrwawionego chłopca.
-Synu, co Ci się stało?- panicz Kiro energicznie rzucił się do syna który miał kolejny raz upaść na ziemię.
-Nic poważnego, tylko postawiłem się jednemu facetowi.- pierwszy raz usłyszał takie słowa od ojca. Zwykle Toshiro był ostrożny ani nie pakował się w kłopoty, więc nie było podobnych sytuacji. Później pielęgniarka opatrzyła jego rany, leczy krwawienie nie ustępowało. Po dwóch dniach Shiro był już tak słaby, że nie mógł ustać na własnych nogach. Powoli uchodziło z niego życie, dosłownie. Ale Toshiro miał uczucie że tak musi być, nie wiedział dlaczego ale po tamtych wydarzeniach otaczała go jakaś dziwna energia. On czuł się dobrze ale nie fizycznie tylko psychicznie.
-Synu, niestety muszę się z tobą pożegnać, wiedz że zawsze Cię kochałem, ale umrzesz… twoje ciało w ogóle nie przyjmuje leków ani nie goją się twoje rany. Mam nadzieje że mnie słyszysz… kocham Cię.
-,,Naprawdę… zaraz dlaczego ja nie mogę mówić… tato ja ciebie też kochałem ale nie rozumiałem.. może ja faktycznie zaraz umrę, no ale przecież myślę… a może tak się umiera…. Przepraszam..za wszystko’’- Ciało Shiro faktycznie już nie funkcjonowało, ale widział co się nad nim dzieje. Ojciec ze spuszczoną głową i służąca roniąca łzy.
OCZAMI TOSHIRO
-,,Umarłem jak to, no przeciesz ich słyszę…. Nie jak mnie tak włożą do trumny to…- przerwałem moje rozmyślenia bo do mojego pokoju przez ścianę wleciała jakaś dziewczyna
-Aaaaaa… jak ty… co.. nic już nie rozumiem
-Wyłaź wreszcie z tego ciała, wytłumaczę ci po drodze.- Zdegustowana, w połowie przezroczysta dziewczyna podleciała i usiadła na moim żyrandolu – Nie bój, się nie słyszą ani nie widzą nas.
-Kim ty jesteś? Jak ja mam wyjść niby z ciała?! No i gdzie ty mnie chcesz zabrać?- Po chwili pomyślałem o tym żeby spełnić pierwszą prośbę nieznajomej, ponieważ i tak nie miałem nic do stracenia. Pomyślałem, więc żeby pojawić się obok łóżka, no i stało się. Stałem obok tam gdzie zamierzałem i mało co nie zemdlałem ze zdziwienia, chociaż nie wiem czy jest to możliwe w moim obecnym stanie. Dziewczyna zaklaskała, nie miałem okazji się jej wcześniej przyjrzeć. Miała rude włosy spięte w kucyk, około 1,70 wzrostu, czerwone odblaskowe oczy i szkarłatną sukienkę. 
-Brawo, nie sądziłam że Ci się uda , nikomu się jeszcze nie udało bez mojej pomocy wyjść z ciała. Ha ha, mam mniej roboty. Okej idziemy- rudowłosa wyszła tak samo jak przybyła, przez ścianę. Wahając się  poszedłem w jej ślady i znalazłem się na zewnątrz.
-Wow, kolejne zaskoczenie, zwykle nowicjusze zatrzymują się w środku ściany albo w ogóle nie mogą przez nią przejść. Kim ty jesteś?- rozbawiona zapytała. Nie wiedziałem czy czuć się dumnym że jestem wyjątkowy czy jednak nie.
-A jak ty się w ogóle nazywasz?- zapytałem, a dziewczyna zrobiła minę jakby się nad tym zastanawiała.
- Aria Melinda Fliora Melisa Zuron Duona Meinar, ale nigdy nie zdarzyło się żeby ktokolwiek to zapamiętał więc w skrócie Aria Eflijo. A ty jakie nosisz imię?
-Toshiro. Toshiro Kiro ale nienawidzę tego nazwiska więc Toshiro Hitsuaya. Dobra skoro już się znamy, to może mi powiesz co tu się dzieje?- zniecierpliwiony moją niewiedzą powiedziałem.
- Ok, lepiej usiądźmy, trochę to zajmie. – po chwili podeszła do jakiegoś  domu i wskoczyła na jego dach, uczyniłem to samo.- Dobra, istnieje równoległy świat o nazwie ,,Artera”, gdzie żyją duchy. Nie duchy takie jak ty czy inny człowiek znacie tylko takie, które mają swoje ciała umysły i uczucia. Możemy przechodzić do świata żywych, znaczy do waszego ale tylko w takiej postaci- wskazała ruchem ręki swoje ciało, a potem moje normalnie bym nie uwierzył w cos takiego ale faktycznie byłem przezroczysty i przed chwilą dosłownie wyszedłem z siebie.-  Ludzie z energią wewnętrzną, czyli wybrańcy, po śmierci wychodzą ze swoich… no po prostu dzieje się z nimi to co z tobą, ale zwykle musze ich uczyć jak przechodzić przez ściany, wychodzić z ciał, a nawet wskakiwać na dachy, ale ty odpowiednio ustabilizowałeś swoją energie magnetyczną i…- to co mówiła ta niejaka Aria było kompletnym kosmosem dla mnie. Jakaś energia magnetyczna co to w ogóle jest- … o i jeszcze niektóre duchy mają moce np. ja mogę latać. Zabiorę cię do Arterii i tam poznasz swoje dalsze losy. Mam za zadanie cię wyszkolić, dlatego się cieszyłam gdy umiałeś wychodzić z ciała i tak dalej – słuchałem z zaciekawieniem co mówi Aria, lecz nadal nie wszystko rozumiałem.- Jesteśmy skazani na siebie przez miesiąc albo dłużej. Ty zginiesz beze mnie, a ja mnie zbiją jeśli cię nie wyszkolę na porządnego ducha.
- Dobra, rozumiem, ale ja cie w ogóle nie znam…- czułem że głowa pęka mi od nadmiaru informacji.
-Ale chyba też zauważyłeś że beze mnie nie przeżyjesz, przecież nie wiesz nawet ja się je pile śpi czy cokolwiek robi innego – uświadomiłem sobie że ma racje – a poza tym Toshiro, jesteś całkiem fajny.
- Yyy… dzięki- nie wiedziałem co odpowiedzieć- … ty też
-Dzięki! –wypowiadając te słowa zaczęła się panicznie śmiać, a ja zauważyłem że od dawnego czasu z nikim tak nie rozmawiałem i nikt nie był tak pozytywnie nastawiony do świata i nie buchał dobrą energią. Zacząłem śmiać się razem z nią.
-Dobra idziemy! - Po kilku minutach podsumowała i ruszyła w kierunku słońca, a ja za nią.

One Shot - Fairy Tail :)

Pomimo tego iż jest to blog o Kuroko no Basket, postanowiłam zamieścić tutaj opowiadanie z mojego innego bloga. Mam nadzieje że wam się spodoba :)

 Dziewczynka pędziła przez Magnolię, brakowało już jej tchu bowiem miasto to było obszerne i rozbudowane. Jej szkarłatne włosy powstawały, by po chwili opaść pod wpływem nieprzewidywalnego wiatru. Powodem owego biegu była grupka strażników, którzy dostali rozkaz ją złapać i wtrącić do lochu za używanie magii w Mieście. Była jedyną osobą która odważyła się powiedzieć lub raczej pokazać co o tym myśli. Na chwile przystanęła, skupiła się i po chwili kilkanaście mieczy i strzał leciało w kierunku żołnierzy.
-Łapać ją, znowu użyła magii- oczywiste było że większość mieszkańców była magami, ale z byt bali się przeciwstawić Władcy. Dziewczyna widząc nadbiegających strażników, kontynuowała swoją ucieczkę. Po kilku minutach monotonnego biegu, przewróciła się. Kostka czerwono-włosej była złamana, co najmniej skręcona. Próbowała wstać lecz na darmo, bol przeszył jej ciało i znów upadła. Widząc groźnych mężczyzn coraz bliżej siebie rozpaczliwie czołgała się wzdłuż ulicy, aż nagle zamarła w bezruchu. Mały chłopiec ,mniej więcej w jej wieku. Spokojnie podszedł do niej i przystanął. Głupio się uśmiechnął i wyciągnął rękę przed siebie.
- Stop!!! – wrzasnął na cały głos różowo włosy chłopak. Równie zaskoczeni co dziewczyna żołnierze stanęli jak wryci i patrzyli się na chłopaka.
-Odsuń się, bachorze- krzyknął jeden
- Nie mam najmniejszego zamiaru, a wy oddacie mi … - wskazał palcem na dziewczynę -.. ją! –tamci wybuchnęli śmiechem, a chłopak nadal się uśmiechał. Wolno podszedł do jednego ze strażników i krzyknął
- Pięść  ognistego smoka! – Momentalnie dłoń chłopaka zapłonęła, a on wycelował siarczysty policzek mundurowemu. Ten zaś poleciał daleko w głąb żołnierzy.  Jego towarzysze natarli na chłopaka, a ten najpierw splunął na kilku ogniem, resztę pokonał ognistymi szponami. Dziewczyna patrzyła się jak zahipnotyzowana na poczynania chłopaka, jego magia wydawała jej się przepiękna i autentyczna. Chłopak nie bał się porażki i był pewny swoich umiejętności. Mimo publiczności pokazywał wyraźnie że należy do tej niezwykłej grupy, grupy magów. Po paru minutach strażnicy zrozumieli że nie mają z nim szans i postanowili się wycofać. Gdy zostali wreszcie sami chłopak wybuchnął śmiechem i odezwał się
- Widziałaś ich miny…- sprawiał wrażenie że zaraz się udusi ze śmiechu po kilku sekundach jego mina spoważniała – jak tam twoja kostka? – nie czekając na odpowiedź wziął ją na ramiona i zaniósł do swojego domu.

To tyle, wiem, że krótkie i tak dalej.. Może kiedyś dokończę. O opinie proszę w komentarzach. Dzięki :3 

Dodatek nr.1 :) (Yaoi)

Dodam wam kilka obrazków KagaKuro. Jest to dodatek nr.1 w innym będą inne paringi, napiszce tylko jakie ;3. Miłego ogladania.









 Mój ulubiony :)
 Oraz kuroko w jakże szekszi pozie :3
Rozdział 3 pojawi się niedługo. Zapraszam do komentowania, na pewno będzie to motywujące ;3

Rozdział 2 (KagaKuro)

Pukanie do po paru minutach ustało. Leżałem wciąż  w sypialni nie zmieniając pozycji odkąd się podłożyłem. Szok minął, teraz  nie rozumiałem swoich własnych reakcji. Co działo się ze mną jeszcze przed chwilą było nienaturalne. Czuć coś takiego do chłopaka. To nie może się dziać, nie mogę być zakochany w Kuroko. Szczególnie jeżeli teraz ma dziewczynę. Dlaczego muszę uświadamiać sobie wszystko zawsze z opóźnieniem lub dzięki komuś. Czy ja naprawdę jestem taki tepy. No chyba tak. Może niebiesko-włosy puści wszystko w niepamięć, a ja wymyślę jakąś tandetną wymówke dlaczego płakałem, typu "coś mi wpadło do oka". Jestem żałosny. Będę udawał że nic się nigdy nie zdarzyło i będzie jak dawniej.
    Wstałem z łóżka i podszedłem do dużego lustra wiszącego na mojej szafie. Wygladałem strasznie,  przekrwione oczy od płaczu, zaczerwieniony nos i policzki, oraz grymas na ustach. Cieszyłem się że nikt mnie w tej chwili nie widzi, straciłbym reputację u kolegów z drużyny. Podążyłem w kierunku kuchni, była całkiem dużą jak na takie mieszkanie.
     Na środku stał średniej wielkości stoliczek, obok przy ścianie, kuchenka, kilka szafek oraz zmywarka. Po drugiej stronie zaraz koło przysłoniętego żaluzjami stała lodówka, idealna aby pomieścić składniki na proste potrawy ktore sobie przygotowywałem. Wyciągnąłem z niej na wpół pełny karton mleka i wpiłem go duszkiem. Opakowanie wyrzuciłem do śmieci, a sam położyłem się na kanapie i walczyłem telewizor. Musiałem szybko zapomnieć o zdarzeniach zprzed godziny.  Na chwilę moje problemy zniknęły, ale po paru minutach znów nawiedziło mnie to przepraszajace spojrzenie Kuroko w myślach.
     Nie wytrzymałem, musiałem coś zrobić. Wybiegłem z domu i popędzilem na pobliskie boisko. Biegnac już znacznie uspkoilem się i zorientowałem sie zielonego nie wziąłem piłki. Mimo wszystko wciąż zmierzalem ku placówce. Nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Już drugi raz nakrywam Kuroko. Tylko tym razem nie z dziewczyną, lecz samemu trenującego rzuty do kosza. Co jeszcze dziwniejsze trafił za każdym razem. Po jego policzku ciekla łza. Byłem zdumiony i co do rzutów i co do tego że płakał.
- Kagami-kun wiem, że tam jesteś.
- Kuroko... - wciąż spoglądałem na chłopaka, który momentalnie się odwrócił ukazując swoją twarz. 
- Przepraszam - otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Za co on mnie przepraszał. To ja jestem idiotą który zakochał sie w najlepszym kumplu a nie on.
- Za co? - odpowiedziałem beznamiętnym głosem. 
- Za to - w tej chwili podszedł do mnie, zbliżył się na tyle byśmy mogli poczuć ciepło naszych ciał. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja już wiedziałem co chce zrobić i nie zamierzałem się sprzeciwiać. Po chwili jego ciepłe wargi dotykały moich. Było to najwspanialsze uczucie jakie kiedykolwiek doświadczylem. Gdy oderwalismy się od siebie musiałem zadać to pytanie ale Kuroko mnie uprzedził.
- Zanim coś powiesz, wiedz że to co się zdążyło dzisiaj w parku to była jedna wielka pomyłka. Momoi pocałowała mnie w podziękowaniu za specjalny trening. A tak naprawdę kocham ciebie Kagami- kun. Uświadomiłem sobie to dzisiaj gdy zobaczyłem cie we łzach. - I zamilkł, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. Byłem w szoku a jednocześnie czułem wszechogarniajaca mnie radość.
- Też cie kocham Kuroko.

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 1 :) Paring KagaKuro

Oczmi Kagamiego:
Nie sądziłem, że wygramy. Właśnie odbywał się mecz pomiędzy Seirin, a Yonuu*, najbrutalniejszym klubem wszechczasów. Już na początku chciałem się poddać, lecz gdy zobaczyłem tą zdeterminowaną twarz, zdecydowany wzrok, właczył się we mnie jakiś zapalnik. W duchu powiadziałem sobie "Jeśli on wierzy w zwicięstwo, to ja na pewno". Dlaczego było to dla mnie takie wyjątkowe? Już tłumaczę. Gdy na twarzy mojego najlepszego kumpla Kuroko, pojawiały się jakiekolwiek emocje, było naprawde co świętować. Beznamiętny wyraz gościł na jego twarzy niemal że zawsze. Tylko ludzie którzy byli mu bliscy, mogli troche częściej wyczytać coś z jego twarzy co i tak rzadko się zdarzało. W tej sytuacji Tetsu aż tętnił energią, co pozwoliło mi dostatecznie się uspokoić i trawić 3 kosze z rzędu. Od zremisowania z przeciwną drużyną dzieliło nas dziesięć punktów, a do końca meczu pozostały 3 minuty. Jakim cudem odrobimy taką stratę. Mecz został wznoiony, skącentrowałem się najmocniej jak potrafiłem, aby przyjąć Ignite Pass od Kuroko. Technika dosłownie miażdzyła dłonie. W ułamku sekundy piłka z drugiego końca boiska znalazła się w moich rękach. Z prędkością światła zacząłem biegnąć do kosza przeciwnika. Dzięki Mitobe oraz Izukiemu udało mi się sprawnie wyminąć ich obronę. Już tylko sekundy dzieliły mnie od zdobycia kolejnych dwóch punktów dla Seirin. Zrobione. Ale to jescze nie koniec, gramy dalej. Kilka podań, a piłka wpada w ręce Hyuugi, który oddaje rzut za trzy punkty. Sytuacja powtarza się, dzięki tajemniczemu podaniu Kuroko Hyuuga znów dostaje piłkę tym samym zapewniając nam kolejne punkty. Kilka sprawnych. podań .trafień, które zapewniły nam zwycięstwo. Nie ma co ukrywać, po meczu byłem tak zmęczony, że chętnie położyłbym się jeszcze na parkiecie, lecz ku mojemu niezadowoleniu zostałem zaciagnięty przez niebieskowłosego potwora do szatni, gdzie nie tylko ja, lecz cała drużyna runęła na podłogę momentalnie. Trenerka mimo swojego zabójczego charakteru, zajżała tylko do nas i posłała na ten swój uśmieszek mówiący "Jestem z was dumna chłopaki, ale to nie znaczy że nie dam wam popalić na następnym treningu" i wyszła. Na co ja również pokazałem moje piękne białe zęby. Po chwili zastanowienia, zorientowałem się, że nigdzie nie ma Kuroko. Musiał się gdzieś ulotnić gdy byłem pod prysznicem, albo po prostu go nie zauważyłem i gdzieś stoi. Kolejna "magiczna" zdolność mojego drobniejszego przyjaciela. Umiał zniknąć, a dokładniej sprawić, że nikt go nie zauważa, nie widzi. Co było równoznaczne z tym że także mógł pojawiać się znienacka. Tak też unikał spóźnień w szkole i był mistrzem w podawaniu i zbiórkach piłek w grze. Ale tym razem na prawde nie było go już w szatni. W pewnym sensie zaczałem wyczuwać jego obecność. Tyle czasu razem spędziliśmy trenując, chodząc na hamburgery i milkshaki, które kuroko tak uwielbia. Gdy znajduje się w pomieszczeniu czuje pewną aure tajemniczości, nie żeby było to coś wyraźnego, ale po prostu wiem gdy znajduje się w pobliżu. Może oszalałem, może nie, ale nikomu swoich spostrzeżeń narazie nie będę zdradzał. Pewnie uznali by mnie za wariata "Hej, czuje jak z kumpla wydziela sie aura i tylko ja to widze bo jemy razem hamburgery " . Tak .. zdecydowanie posłali by mnie do wariatkowa. Wracając do kuroko, postanowiłem go poszukać, zawsze razem wracaliśmy do domu, gdzyż mieszkamy blisko siebie, a po drodze wpadamy jeszcze do knajpki. Wyszedłem na zewnątrz. Na dworzu prawie nikogo nie było, widocznie wszyscy odeszli zaraz o meczu. Wyglada na to że troche zasiedzieliśmy się w tej szatni. Ruszyłem w stronę domu, licząc na to, że po drodze spotkam Kurosza. Niestety nigdzie go nie było, sprawdziłem nawet w jego własnym mieszkaniu do którgo mam klucze. Kuroko dał mi je kiedyś "na wszelki wypadek" i czasem mi się przydają. Zacząłem się już poażnie martwić, gdzie ten patałach się szlaja, taki wesoły był podczas meczu, zdecydowanie coś musiało się stać. Coś jes nie tak. Mimo wielkiej chęci położenia sie do łóżka i przespania reszty miesiąca, ruszyłem w poszukiwania kumpla. Obszedłem knajpki gdzie zazwyczaj przesiadujemy, parki gdzie gramy w kosza i kilka miejsc gdzie udaje się zawsze sam, jak ma zły humor lub doła, a ja tak prędzej czy później do niego przychodzę. Od razu widać że ma zły dzień. Sam nie wiem kiedy nasza przyjaźń się tak pogłębiła. Gdy go poznałem uważałem go za małego, beznamiętnego dzieciaka, który nie ma szans jako koszykarz. Niedługo zajeło abym pojął jak bardzo się myliłem. Dotarłem do dość dużej lecz całkowicie zasłoniętej krzewami fontanny. Zza gałęzi dojżałem niebieska czuprynę, już miałem go zawołać, lecz w pore zauważyłem że nie jest sam. W jego ramionach była dziewczyna, dziewczyna o imieniu Momoi. Różowowłosa, cycata panna. Mająca świra na punkcie kuroko, jego przyjaciółka z czasów gimnazjum. Ich usta złączyły się w pocałunku. Chociaż wyszedł on z inicjatywy dziewczyny, Kuroko bez oporów go oddawał. W tej chwili poczułem wewnętrzny ból. Czułem się jakbym był w piekle. Nie chodziło tylko o to, że mój przyjaciel ukrywał przedemną, to że ma dziewczynę. Ale również ze zdziwieniem uświadomiłem sonie że boli mnie to że ktoś zabiera mi Kuroko. Przecież ja nie czuje tego samego do dziewczyn co do facetów, więc o co chodzi. Mogłem sobie uświadomić to dużo wcześniej, a nie po fakcie. Byłem całkowicie zagubiony, nie rozumiałem swoich uczuć, szok mieszał sie z rozczarowaniem. Poczułem się zdradzony chociaż wcale nie byłem. Kuroko ma prawo umawiać się z kim chce. Ale dlaczego mnie musi to tak boleć. Zoriętowałem się że nie zrobiłem kroku odkąd ich razem zobaczyłem, na moim policzku poczułem mokrą łze, których napływało coraz więcej do moich oczu. Nigdy się tak nie czułem. Czy to wogóle mozliwe? To możliwe abym był gejem? Gdy powróciłem moim niewyraźnym wzrokiem na parę, poczułem na sobie wzrok Tetsui. W tej chwili chciałem zapaść się pod zimię, cofnąć czas. Żałowałem że wogóle poszedłem go szukać. Wolałbym nie wiedzieć i wszystko byłoby jak dawniej. Odwróciłem sie gwałtownie i ruszyłem przed siebie jak w transie. Nadal czułem na swoich plecach wzrok kruoko. Czułem jakby posyłał mi przeprosiny. Jeszcze większy potok łez wydostał sie z moich oczu, przyśpieszyłem kroku, co przerodziło sie w bieg. Wtargnąłem do mojego mieszkania i rzuciłem sie na łóżko. To co działo się wewnątrz mnie było nie do opsania. Nie mineło nawet pół godziny gdy do mieszkania rozległo się ciche pukanie. Nie zamnierzałem otworzyć choć wiedziałem, że to Kuroko, który posiada klucze, i tak zobaczy moją zapłakaną smutną oraz zdezorietowną twarz.

 *Wymyślona przezemnie drużyna ;)

Rodział 2 nastąpi xD
Liczę na wasze opinie i komentarze :) Uwagi co do błędów również gdzyż nie było poprawiane oraz o wyrozumiałość. Mam nadzieje że się podobało ;)



Witam :)

Witam :) Postaram się na tym blogu tworzyć opowiadania związane z postaciami z anime, głównie Kuroko no Basket. Życzę miłego czytania, oraz liczę na liczne komentarze :3